Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/27

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

19
SFINKS.

— Może i dziwne dla was, coście przywykli całe życie patrzeć tylko pod nogi. Wszystko czego nie wiemy, wydaje się nam dziwném raz pierwszy. Gdybyś w życiu swém nie widział nigdy robaka, muchy, nie słyszał o nich, a zobaczył je nagle — nie prawdaż, że mógłbyś w pierwszéj chwili zdumienia wziąć je za Awatar Wielkiego Ducha?
Wtém ujrzał Jagusię, i wykrzyknął, opamiętywając się:
— Jagusia tu! a my gadamy Bóg wie o czém! Ot! dalibyśmy pokój, a rozweselili chorego na oczy kasztelanowéj. Biedny Jan! Co za bolesna oftalmia!
— Proszę pana, jeśli istotnie litujesz się nademną, nie przypominajże mi tych oczu.
— I owszem, gwałtem wykurować cię potrzeba. Ja znam dawno kasztelanową, dodał doktor Fantazus. Widywałem ją na dworze Kleopatry.
Przyjaciele spojrzeli ukradkiem po sobie.
— I przyznam, mówił daléj Fantazus: że od tego czasu nic się prawie nie zmieniła. Rysowałem wówczas jéj portret; zobaczcie go na tysiącznéj drugiéj stronicy, w stroju, jaki naówczas nosiła. Pszent na głowie zmienia ją tylko nieznacznie.
Jagusia ciekawie nachyliła się także nad książkę, a Jan nie mógł wstrzymać okrzyku podziwienia, ujrzawszy rysunek w stroju egipckim, ale tak żywo wyobrażający Elwirę, że go odepchnął ze wstrętem i strachem.
— Jeśli chcecie, opowiem wam nawet jéj historyę. Ojciec jéj był kapłanem bóztwa Mandu w Hermontisie, bóztwa jednego z Trójcy egipckiéj. Kleopatra ujrzała ją w czasie uroczystości i wzięła na swój dwór. Strzelała oczyma czarnemi tak trafnie, że nawet Marek An-