Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/257

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

249
ONGI.

dy człowiek szanować powinien, i ani nawet wnikać w nie, aby tych ran dotknięciem nie draźnił. Ale są kary Opatrzności domierzone na płochych i występnych, które publicznemi być winny, aby grozę i bojaźń obudzały. Nie potrzebuję dodawać, że właśnie w tych dwóch wypadkach są rodziny Spytków i Jaksów.
Co się pierwszych tycze, niech tam tajemnica pokrywa, dla czego się od świata i ludzi odsunęli, i w odosobnieniu a godnie cierpią dolę swoją. Historya za to pana Iwona Jaksy Życkiego żadną dla ludzi nie jest tajemnicą i być nie powinna. Ojciec jego, kasztelan p***, wiele już na świecie dokazywał. Był żołnierzem, ale i warchołem niepospolitym; majątku nadtracił, żonę z klasztoru porwał, ludzi narąbał i nastrzelał niewinnych co niemiara, a jedynaka dziedzica wychował, że zszedł na to, czém go waszmość widziałeś. Rodzina niegdyś godna, w Rzeczypospolitéj wielkich i starych zasług, bodaj nie książęcego pochodzenia, ale w téj krwi, przy wielkich przymiotach, i wielkie też trafiały się ekscesa. Złego znać tak było wiele, że miarę cnot przewyższyło, i Bóg ich chłostać począł. Już w XVI wieku chylili się ku upadkowi. Nie pomogło i spokrewnienie z Firlejami, i nabyte przez nie bogactwa, i rzucanie się na różne strony; z kaźdém pokoleniem ubywało dóbr, znaczenia, wziętości, i schodzili coraz niżéj, acz bez widocznych przyczyn upadku. Rodziny gałąź główna w końcu już przez jednego p. kasztelana była reprezentowana, a temu został syn jedynak Iwo. Nie szczędzono na wychowanie, a natura też darów nie poskąpiła; ale wszystko szło, można powiedzieć, w liście: młodzieniec