Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/258

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

250
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

bujał, świetniał, rozpraszał się i nigdzie do niczego dosiądz nie mógł. Ojciec zmarł, swoboda smakowała, fantazya gnała, rzucił się za granicę; ale nigdzie miejsca nie zagrzał, choć wszędzie sławę pozyskiwał łatwo. Tam kogoś porąbał, tu zastrzelił, owdzie burdę głośną zrobił, i trzeba się było wynosić. Jeszcze miody, ale dobrze świata zażywszy, wrócił do domu, sądząc, że on, co po całym niemal świecie sławę rycerską pozyskał, u siebie jeno się pokazać potrzebuje, by przed nim wszystko na twarz padało. Szumnie wystąpił w Rabsztyńcach... pojechał do stolicy na sejm, przepychem gasząc możniejszych; wrócił potém nazad, chcąc rozkazywać tu, a co mu w drodze stanęło, zmiatając zuchwale. Ale Jaksy przepychy i swawole niedługo potrwać mogły, bo przy takiém życiu Rabsztyńce rychło w cudze ręce pójść musiały, a ludzie u nas dobrze rachować umieją. Tymczasem w sąsiedztwie wpadła w oko p. kasztelanicowi panienka, w któréj się szalenie pokochał. Była to panna Brygida Zbązka, z familii możnéj niegdyś, ale podupadłéj na majątku. Ojciec jéj miał wieś jedną wielką. Muszę od razu powiedzieć waszmości, że panna Brygida Zbązka jest dziś najgodniejszą z niewiast, małżonką mego dobrodzieja, pana Spytka z Mielsztyniec.
— A! teraz rozumiem! zawołał Repeszko.
— Nic jeszcze jegomość nie rozumiesz, odparł ksiądz.
— Ale przepraszam, już wiem dla czego się tak o nią dopytywał — dokończył gość.
— Dajmy na to — rzekł ks. Ziemiec. Więc kiedyś waszmość zrozumiał, to i moja historya skończona.