Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

8
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

Języki, jakie tu znamy, umiał wszystkie doskonale; fizyognomia zdawała się zdradzać obcego, przybysza. Żył skromnie, lecz w potrzebie pieniędzy mu nigdy nie brakło: sypał ubogim, dawał nawet natrętom. Przyjmowany w najlepszych domach, wolał bratać się z ubogimi, niż wycierać progi pańskie. Ze wszystkich jego dziwactw najosobliwszém było opowiadanie i rozmowa pochwytująca tak, że często ludzie, co go nawet nie spełna rozumieli, zachwyceni mimowolnie, zaciekawieni, pociągnięci jakimś urokiem jego myśli, zasłuchywali się długie godziny, tracąc rachubę czasu i pamięć na siebie. Rzekłbyś, że słowo jego pętało i wiązało do ust. Najczęściéj mawiał o mało nam znanych krajach: o Indyi, Chinach, Afryce, zawsze jak gdyby tam był. Choćbyś zaczepił go o najmniéj znajoméj stronie świata, wnet każdy ci kątek opisywał najdokładniéj... Toż samo z historyą: każdy wypadek z przeszłości opowiadał jak gdyby był jego świadkiem, ze szczegółami niepojętéj dokładności. Gdy go pytano, zkądby je miał? odpowiadał z uśmiechem: — „Byłem tam...” Zupełnie jak w bajce, — odwracał się i odchodził zamyślony. Młody naówczas i przystojny, a więcéj jeszcze zajmującéj niż miłéj twarzy, obaczył Julię, i z wielką rozpaczą matki, począł często u niéj bywać, widocznie kochać się i starać. Matka przelękniona, modliła się ze strachu: Julia od pierwszego widzenia, jakby mu się czuła przeznaczoną, przylgnęła do niego. Przerażenie biednéj matki i krewnych opisać się nie da. Matka starała się odepchnąć awanturnika, który jakby tego nie widział, wchodził zawsze, gdy mu drzwi przed nosem zamknąć chciano, i zasiadał przy Julii uparcie. Półsłówka ostre, wymówki, nawet widoczny gniew matki, nic nie pomagały. Grzecznie odpowiadał na nie,