Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.XI.djvu/14

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

6
WYBÓR PISM J. I. KRASZEWSKIEGO.

— Byłem chory, upadłem, miałem przytém gorączkę długą, ciężką.
— Z przestrachu, rzekł Tytus.
— Z zawodu! szepnął doktor.
Jan spojrzał mu w oczy z podziwieniem. Od początku bowiem rozmowy, nieznajomy zdawał się doskonale o wszystkiém, co się do niego ściągało, uwiadomiony; lecz ostatni wyraz tak trafny, dosypał miarki. Na wejrzenie Jana, doktor kiwnął tylko głową znacząco:
— Tak — rzekł — puściłeś sie pan wysoko, a upadłeś nizko.
— Nie żartuj doktorze z choroby! tyś sam przecię niebardzo zdrów.
— Cha! cha! wy to chorobą nazywacie! Do zobaczenia! Chcecie być u mnie wieczorem? możemy się rozerwać, chorym to nie wadzi. Czekam obu.
Jagusia także słodkiém niebieskiém okiem wezwała Jana, któremu żywo przypomniała się młodość i uderzyło do szczęśliwych czasów serce.
— A! to nie dumna kasztelanowa! rzekł w duchu.
Ale już doktor z Jagusią, machając laską, znikał jak widmo w oddaleniu.
— Kto to jest? spytał Jan: to jego żona?
— Nie, córka, rzekł Tytus. Wszakże ją znasz? musisz wiedzieć kto on?
— Pierwszy raz go widzę, i nigdym o nim nie słyszał.
— Idźmy powoli, opowiem ci po drodze. Ale zacznę jako od najważniejszego: — Doktor nasz nie jest z professyi doktorem, nikt nie wie kim i czém jest, wszyscy go mają za waryata.
— Jak to? tak przytomny, miałby...
— Waryat, tak jest lub tak się zdaje. Całe miasto