Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/273

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

265
SFINKS.

nicz je weźmie; pójdziemy, a poszukamy odzienia dla nieboszczki.
Machinalnie powlókł się Jan do bokówki, gdzie stała jedyna skrzynia, ale zupełnie pusta. Trochę w niéj tylko bielizny, kilka zużytych gałganów...
— Gdzież się podziały jéj zapasy odzienia, sukni? spytał syn. Czemuż nie odezwała się do mnie o pomoc? Byłbym dał duszę, a przysłał jéj coby chciała! A! taka nędza! taka nędza!
Wtém Małgorzata podniosła brudny kawał płótna i krzyknęła:
— Toż co? A toż co? W imię Jezusa Pana! Toć to worek z pieniędzmi!
W istocie, spory wór z prostego płótna leżał w kąciku gałganami pokryty.
Przy nim była karteczka szara, wydarta z książki od nabożeństwa, a na niéj krzyżyk skreślony niezgrabnie i napisane nieforemnie słowa: „Dla mojego Jana.”
Syn w rozpaczy załamał ręce, padł czołem na skrzynię.
Całe jéj życie dobrowolnéj nędzy, pracy bez spoczynku, z utratą zdrowia, składało się na ten dar pośmiertny. Ona była sercem cała, cała matką. Małgorzata zdumiona stała, ruszyć się nie mogąc, i wyrzucając sobie zapewne, że wprzód nie dośledziła bytności tego worka, który teraz przechodził na własność Jana. Jan ucałował go ze łzami, ale w sercu rzekł:
— Nie tknę grosza z niego! święte to pieniądze! bo z wielkiém poświęceniem zebrane, pójdą za duszę twoją, na grób twój i pogrzeb, dla jedynéj sługi, co lepszém była dziecięciem odemnie. Jam ich niegodzien.
Nazajutrz wspaniały, na jaki tylko zdobyć się było można, pogrzeb zdziwił miasteczko i okolicę. Zbieg-