Strona:Wybór pism J. I. Kraszewskiego T.X.djvu/101

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

93
SFINKS.

czujących więcéj niżeli myślących, rozkoszujących się światem więcéj niż usiłujących go badać. Dwojakie bowiem bywają zwykle dzieci: dzieci, co się z siebie samych i ze swego dzieciństwa śmieją, w niém jeszcze żyjąc, co szydzą ze wszystkiego i wszystko przyjmują jak przypomnienie, jak coś dawno znanego; i dzieci naiwne (do nich to Jan należał), dla których wszystko jest zachwyceniem, pięknością, wielkiém i wspaniałém, które nie wyuczą się ironii i szyderstwa, chyba zgwałcone i przymuszone cierpieniem i zawodami długiemi. Dziecię nasze było już śliczném chłopięciem, jakiém malują Ś. Jana Chrzciciela na pustyni, białe, ale ogorzałe, czarnookie, z owém łzawém spojrzeniem, uczuciowym ludziom właściwém, zamyślające się często i na długo, gotowe do łez nawet wśród śmiechu i wesela.
Duma, matczyna spuścizna, już mu się odzywała w piersi; a ta duma czyniła go pokornym. Tak jest: prawdziwie dumni ludzie chowają się z dumą swoją, okrywają płaszczem pokory, aby nie dać się ranić w to, co mają najboleśniejszego. Głupcy tylko dumni, swój skarb, dumę, noszą na głowie, pokazują ustawicznie i dają na cel ciosom wszystkich.
Dla Jasia, który nad miasteczko, kościół Kapucynów, ogród kapucyński, Zasiszki, Nowy-Dwór i Trobę, mało co znał więcéj, świat wydał się ogromnym i wspaniałym. Dotąd zdawało mu się może, że niebo zapadające sinemi zasłony za widnokrąg, gdzieś niedaleko nieprzebite stawi zapory; teraz pierwszy raz poczęło mu wszystko uciekać z przed oczu, wyciągnął się świat, przedłużyła ziemia i zarysowała nieskończoność.
Coraz nowe przedmioty ściągały jego uwagę nienasyconą, nie mógł spać, żal mu było szybkiéj jazdy.