Bo jak ja byłem mały jeszcze, to mama Janka i Józka zaprowadziła na Smolną zapisać ich i ze mną też poszła. Szliśmy tam na Smolną, przechodziliśmy przez ten most szklany. I tam było takie biuro i mama poszła zapisać nas. I ta pani się spytała, ile ja mam lat. A mama powiedziała, że mam 5 i mnie ta pani powiedziała, że jestem za mały. I tylko przyjęła Józka i Janka. I zaraz mama tamój zostawiła ich, a ze mną poszła do domu. I na drugi dzień w niedzielę z mamą chodziliśmy tam. I tata raz im nagotował klusek i tamój stróż — jak przyszedł tata, nie dał wcale wejść. I mój tata podał przez bramę. A jak oni jedli, to się wszyscy dzieci patrzeli i mój tata mówi: „daj mu, daj mu, do Janka, tym dzieciom daj, ale wszystkim nie mógł dać, bo za mało przyniósł. I później poszliśmy do domu i mama nagotowała obiadu i zjedliśmy, i ja i tata poszliśmy na taki plac, co się nazywał „Nędza“. I na drugi dzień poszłem do szkoły i później na obiad przyszłem ze szkoły, zjadłem obiad i nazad poleciałem z chłopcami na te pole, polecieliśmy, wleźliśmy na parkan, a ja byłem mały i się bałem wejść. I ja stałem na ziemi, a drudzy weszli na parkan. Zeszli tamój na ten cmentarz ewangielicki i żydowski i tam zaczęli rwać
Strona:Wspomnienia z maleńkości.djvu/22
Wygląd