Strona:Współczesni poeci polscy.djvu/117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

rycznie wędrówkę duszy szlacheckiej na sąd piekielny, który ją uznał za zbyt rubaszną dla piekła, bo szlachcic nie gustował w poezyi, strzegł się ideologów, nie cierpiał postępu, a jedyną jego ambicyą było zostać posłem. Sędziowie piekielni kazali wrócić szlachcicowi na ziemię, obiecując mu, że zostanie obrany posłem, a nawet zasiądzie w rajchsracie, domagają się tylko na dowód wdzięczności, żeby się ucierał żywo o propinacyę, żeby zdobywał dużo koncesyj na banki i koleje i żeby był zawsze śmiało bezczelnym.
Wątłość uczuć niewieścich i ich zmienność dostarczyła poecie bardzo dużo wątku do ślicznych liryk, w którym nigdzie niema tego tonu namiętnego oburzenia, jakim wybuchnął Gustaw przeciw „puchowi marnemu“, ale jest ciągle łagodna, rozmaicie a przepysznie cieniowana ironia. Najpierwszym w tym szeregu wierszem były „Niezabudki“. Przy rozstaniu wręcza kochanka lubemu kwiat pamięci, z prośbą, by, gdy za powrotem nie zastanie jej przy życiu, rzucił go na jej grób „w noc miesięczną“. Wraca luby, którego nieraz dręczył sen straszny o śmierci ukochanej, i zastaje kochankę w uścisku z jakimś młodzieńcem. Nie przeklął jej wszakże; owszem sam prowadził „rajskie dziecię“ do kościoła na ślub z owym młodzieńcem, tylko na weselu „w noc miesięczną“ wpiął we frak niezabudki kwiecie. Dziś juz nie wierzy ani w stra-