Strona:Współczesni poeci polscy.djvu/016

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sosny i dęby szumią mi nad głową
A ptastwo śpiewa zrozumiałą mową.

„Skromne życzenia, nie prawdaż? Z tym jednak wianuszkiem wyglądałby raczej na waryata z rozgrzaną głową i wtedy lepiej pojmiemy, że mu ptaków mowa jest zrozumiała, kiedy się w lesie znajduje bardzo rano. Posłuchajmy jeszcze tegoż wieszcza natchnionych refleksyj:

Z pod sukni nóżka wyjrzała zgrabniutka
I tak mi dziwnie stało się na duszy
I tak zdradliwie coś szepcze mi w uszy:
Życie — tak smutne, nóżka — tak malutka!

„Przyznacie panowie, że uwaga jest genialna i arcy-loiczna[1]. Nie przytaczam więcej przykładów, choć byłoby to najłatwiejszą rzeczą, bo któż czytający pisma nasze nie zna tych wszystkich drukowanych błahostek. Aż serce się ściska na tę profanacyę boskiej poezyi, której tony kołysały nasze dziecięctwo, która powinna być wsparciem i podnietą na ciernistej drodze żywota. A propos tejże ciernistości rzeczą jest uderzającą, że prawie wszyscy poeci patrzą na swój zawód jako na nieprzerwany ciąg poświęcenia i ofiar z ich strony, a obojętności i zakamieniałej twardości serc ze strony czytelników. Na to jednak zgodzić się trudno. Teraz bowiem zachodzi daleko ściślejszy i naturalniejszy stosunek między publiką a autorem i poetą niżeli

  1. Przypis własny Wikiźródeł Błąd w druku; powinno być – arcy-logiczna.