Strona:Woyciech Zdarzyński życie i przypadki swoie opisuiący.djvu/69

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

łem ſię podnoſić na dwa palce od ziemi, zadzierać głowę do góry i protekcyonalnym tonem okazywać względy moie tym, ktòrzy mi ſię kłaniali. Przyuczony w krótce do odbierania głębokich ukłonów ludzi ſzukaiących w tym właſnego zyſku, odſuwałem ſię, gdy kto z niżſzych ode mnie śmiał bliżey przyſtąpić i tknąć ſię AtmoSfery, która mię na dwa kroki wkoło otaczała.[1]

Matka moia dowiedziawſzy ſię o śmierci Brata a Wuia mego, obięła po nim dwie Wſie, ktòre były w Podgórzu, wypuſzczaiąc mi Stratyń z gotowizną i meblami, ktòre zarwałem po śmierci iego. Nowo nabyte Dziedzictwo przewróciło mi głowę. Rozumiałem, że kto ma Wieś ma ſzyby złote, które wyſtarczać będą na wſzyſtkie potrzeby: Zacząłem więc nayprzód myślić o Ekwi-

  1. Ta Atmosfera rozciąga ſię w proporcyi świetności powierzchownej, i głupſtwa; Im więkſza ieſt, tym bardziej mnieyszą odpycha.