Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/264

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

„Po upływie kilku dni, każdy król usłyszał przez okno drwali, wychodzących z gospody, aby spieszyć na wyrąb do sąsiedniego lasu; każdy trzymał pod ramię swoją lubkę, którą mógł odmieniać do woli. Nasi królowie poprosili Ituriela, aby zechciał wstawić się za nimi u Pana wszechrzeczy i zrobić ich drwalami.
— Nie wiem, przerwała tkliwa Amazyda, czy Pan wszechrzeczy przychylił się do ich prośby, i mało mnie to obchodzi; ale wiem dobrze, że nie prosiłabym nikogo o nic, gdybym się znalazła sam na sam z moim kochankiem, z moim drogim Nabuchodonozorem“.
Sklepienia pałacu odebrzmiały tem wielkiem imieniem. Najpierw Amazyda wymówiła jedynie Na, potem Nabu, później Nabucho; ale, w końcu, namiętność podniosła ją; wymówiła nieszczęsne imię całkowicie, mimo przysięgi jaką złożyła królowi swemu ojcu. Wszystkie damy pałacowe powtórzyły Nabuchodonozor, a złośliwy kruk nie omieszkał pospieszyć z tem do króla. Twarz Amazysa, króla Tanisu, zachmurzyła się, ponieważ serce było pełne chmur. I oto jak wąż, który był najchytrzejszem i najzmyślniejszem zwierzęciem w świecie, zawsze szkodzi kobietom, sądząc że im wygadza.
Rozgniewany Amazys posłał natychmiast po córkę tuzin siepaczy, którzy są zawsze gotowi spełniać wszystkie barbarzyńskie rozkazy władców, i którzy powiadają na swoje usprawiedliwienie: „Za to nas płacą“.