Przejdź do zawartości

Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/203

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
195

kleństw, i bezwątpienia wzywa na mnie wielkiego sędziego, który nas widzi i który ma sądzić nas obu.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Tutaj, przerażający widok nastręczył się nagle mym oczom; sędzia, znużony badaniem słownem, postanawia badać przez męczarnie: zniecierpliwiony dociekaniami, może podrażniony ich bezowocnością, każe przynieść pochodnie, łańcuchy, obcęgi, wszystkie owe narzędzia wymyślone dla zadawania mąk. Kat wkracza w czynności sądowe i gwałtem kończy śledztwo rozpoczęte pod znakiem wolności.
„Słodka filozofio! ty, która, w szukaniu prawdy, posługujesz się jeno uwagą i cierpliwością, czy spodziewałaś się, iż, w twoim wieku, będą używać takich narzędzi do jej odkrycia?
„Czyż to jest istotny fakt, iż nasze prawa zatwierdzają tę niepojętą metodę, a zwyczaj ją uświęca?

· · · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

„Prawa ich idą śladem i ich przesądów; kary publiczne nie ustępują w okrucieństwie postronnej zemście; czyny płynące z rozwagi niemniej są bezlitosne od wybryków namiętności. Jakaż jest przyczyna tego dziwnego przeciwieństwa? Ta, iż nasze przesądy są dawne, a nasza moralność nowa; iż jesteśmy równie przesiąknięci naszemi uczuciami jak niebaczni na nasze pojęcia; to iż gonitwa za przyjemnością nie pozwala się nam zastanowić nad naszemi potrzebami, i że bardziej nam jest pilno żyć niż dobrze żyć. Jednem słowem, obyczaje nasze są cywilizowane, ale