Przejdź do zawartości

Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/168

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

160

łem najlepsze nadzieje. Mówiłem sobie: „Skoro ci święci ludzie są na tyle pokorni aby chodzić boso, będą dość miłosierni aby mi dać obiad“.
Dzwonię, wychodzi karmelita. „Czego chcesz, mój synu? — Chleba, wielebny ojcze; nowe ustawy odjęły mi wszystko. — Mój synu, my sami prosimy jałmużny, nie dajemy jej. — Jakto! wasza święta reguła broni wam nosić pończoch, i macie książęcy pałac, i odmawiacie mi kęsa chleba! — Mój synu, to prawda że chodzimy bez trzewików i pończoch; to jeden wydatek mniej; ale nie jest nam zimno w nogi tak samo jak w ręce; gdyby nasza święta reguła kazała nam chodzić z gołym tyłkiem; nie byłoby nam zimno w pośladki. Co się tyczy naszego pięknego domu, zbudowaliśmy go bez trudu, ponieważ inne nasze domy na tej samej ulicy przynoszą nam sto tysięcy funtów renty. — A! a! Pozwalacie mi umrzeć z głodu, a macie sto tysięcy funtów renty! Płacicie tedy pięćdziesiąt tysięcy nowemu rządowi? — Niechże nas Bóg broni, abyśmy mieli płacić bodaj obola! Jedynie plon ziemi uprawnej pracowitemi rękami, stwardniałemi od trudu i mokremi od łez, winien jest daninę władzy prawodawczej i wykonawczej. Jałmużny, któremi nas obdarzono, pozwoliły nam wznieść te domy, dające nam sto tysięcy franków rocznie; ale jałmużny te, pochodzące z owoców ziemi, zapłaciły już podatek, nie powinny go płacić dwa razy; uświęciły wiernych, którzy się zubożyli aby nas wzbogacić. Zaczem, w dalszym ciągu żebrzemy jałmużny i okładamy haraczem dzielnicę Saint-Ger-