Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/127

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
119
PROSTACZEK

rada ukryć na wieki sama przed sobą i co kto inny niż Prostaczek, bardziej obyty w świecie i świadom dworskich obyczajów, odgadłby z łatwością.
„Czy to podobna, aby taka mizerna figura jak ów delegat miał moc pozbawić mnie wolności? Ha! widzę że z ludźmi jest tak jak z najpodlejszemi zwierzętami: każde zdolne jest szkodzić. Ale czy podobna, aby zakonnik, jezuita, spowiednik królewski, przyczynił się również do mej niedoli? toć nie umiem się nawet domyślić pozoru, pod jakim ten obwieś mnie się uczepił! Czy ze mnie zrobił jansenistę? A wreszcie jakim cudem ty pamiętałaś o mnie? nie zasłużyłem na to, byłem wówczas jedynie dzikusem. Jakto! ważyłaś się, bez rady, bez pomocy, puścić do Wersalu! Zjawiłaś się, i skruszono moje kajdany! Jest zatem w piękności i cnocie jakiś niezwyciężony czar, który obala żelazne wrzeciądze i miękczy serca z bronzu!“
Na to słowo cnota, szloch wydarł się z piersi pięknej Saint-Yves. Nie wiedziała, jak bardzo była cnotliwą w zbrodni którą sobie wyrzucała.
Kochanek jej ciągnął w te słowa: „Aniele, któryś zerwał moje pęta, jeżeli miałaś (czego nie pojmuję dotąd) dość wpływu aby uzyskać dla mnie sprawiedliwość, uczyń aby ją oddano również i starcowi, który nauczył mnie myśleć, jak ty nauczyłaś mnie kochać. Niedola złączyła nas; miłuję go jak ojca; nie mogę żyć ani bez ciebie ani bez niego.
— Co! ja mam błagać jeszcze tego człowieka, który… — Tak, chcę wszystko tobie zawdzięczać;