Strona:Wolter - Powiastki filozoficzne 02.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

112

WOLTER

iż pewien dygnitarz, człowiek równie potężny jak rozwiązły, ofiarował się wydobyć z więzienia jej narzeczonego, ale że, za swą usługę, żąda straszliwego okupu; co do niej, czuje nieopisany wstręt do takiej niewierności, i, gdyby chodziło tylko o jej życie, poświęciłaby je raczej niżby miała ulec.
„Cóż za paskudny grzesznik, rzekł O. Dowszystkiego. Wymień mi nazwisko tego niegodziwca: to z pewnością jakiś jansenista. Doniosę o tem Jego Wielebności O. de La Chaise; każe wtrącić jego samego do kaźni, w której jęczy twój oblubieniec“.
Po długiem wahaniu, biedna dziewczyna, wielce zakłopotana, wymieniła wreszcie p. de Saint-Pouange.
„Saint-Pouange! wykrzyknął jezuita; och, moje dziecko, to zupełnie co innego, toć to krewniak największego ministra jakiego mieliśmy kiedy; człowiek zacny, obrońca dobrej sprawy, dobry chrześcijanin; nie mógł mieć takiej myśli; musiałaś go źle zrozumieć. — Och, ojcze, zrozumiałam aż nadto; zgubiona jestem cobądź uczynię; trzeba mi wybierać jedynie między nieszczęściem a hańbą; albo mój kochanek będzie żywcem pogrzebany, albo też ja stanę się niegodną życia. Nie mogę mu dać zginąć, i nie mogę go ocalić“.
Ojciec Dowszystkiego starał się ją ukoić łagodnemi słowy.
„Po pierwsze, moja córko, nie używaj tego słowa: mój kochanek; jest w niem coś świeckiego, co mogłoby obrazić Boga; mów: mój mąż; mimo bowiem