Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/056

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

sobie — zachować możliwie najwięcej delikatności wobec człowieka, w którym poruszę współczucie. Postanowiłem przeto miarkować zarówno swój głos jak i kroki. Znasz pan ten głos starych spożywców opjum? Wynik był wręcz przeciwny temu, co chciałem osiągnąć. Pragnąc uspokoić aptekarza, nastraszyłem go. — Nie znał tej choroby, nigdy o niej nie słyszał... Jednakże przyglądał mi się z zaciekawieniem, pomieszanem z nieufnością. — Czyżby mię brał za warjata, złoczyńcę, czy żebraka? Być może było to tylko przywidzenie — ale wszystkie te myśli niedorzeczne przesuwały mi się przez głowę. Musiałem tłumaczyć mu długo (co za męka!), co to jest wyciąg konopny, do czego on służy, zapewniając bez ustanku, że nie ma tu żadnego niebezpieczeństwa, że przedewszystkiem on nie ma powodu się niepokoić, i że proszę jedynie o środek uśmierzający, o antidotum — podkreślając ciągle istotną przykrość, jaką mi sprawia, że go niepokoję. Koniec końców — niech pan zechce zrozumieć moje upokorzenie — poprosił mię poprostu, abym opuścił jego sklep. Taki był wynik mego altruizmu i przesadnego współczucia”...
Powróćmy jednak do normalnego przebiegu upojenia. Po owej pierwszej fazie dziecinnej wesołości, następuje jak gdyby chvilowe uspokojenie. Jednak wkrótce uczucie pewnej świeżości w kończynach (które u pewnych osobników może nawet