Strona:Wino i haszysz. (Sztuczne raje). Analekta z pism poety.djvu/055

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na mnie nowe nieszczęście. Opanował mię nowy niepokój — błahy i dziecinny. Naraz przypomniałem sobie, że jestem zaproszony na obiad — na wieczór w towarzystwie ludzi poważnych. Przedstawiałem sobie owo liczne zebranie, dostojne i oględne, gdzie każdy panuje nad sobą — i śród tego grona, w świetle licznych lamp, siebie, zmuszonego ukrywać starannie swój stan...
„Mimo ogarniającą mię słabość, postanowiłem zdobyć się na akt energji i zasięgnąć porady aptekarza, sam bowiem nie znałem właściwego antidotum — chciałem zaś iść na owe zebranie z umysłem swobodnym i jasnym. Jednak na progu apteki uderzyła mię i zatrzymała na chwilę nowa okoliczność. Mianowicie ze zdziwieniem zobaczyłem swą twarz w lustrze wystawy sklepowej — twarz bladą z zapadłemi wargami, z oczami powiększonemi! „Zaniepokoję — pomyślałem sobie — tego zacnego człowieka, i to dla takiej błahostki". Dodaj pan do tego uczucie śmieszności, której pragnąłem uniknąć — obawę, że zastanę ludzi w sklepie. Ale nad wszystkiemi innemi uczuciami brała górę życzliwość dla tego nieznajomego aptekarza. Wystawiałem sobie, że ten człowiek jest równie wrażliwy jak ja w tym nieszczęsnym stanie i ponieważ zaś zdawało mi się rownież, że jego słuch i jego dusza muszą tak jak moje wzdrygać się na wszelki hałas, postanowiłem wejść do środka na palcach. Winienem — mówiłem