Raz wieczorem w butelkach piała dusza winna:
— „Człecze wydziedziczony, mnie szczególnie miły,
Ze szklannego więzienia ma słoneczność płynna
Śle tobie pieśń światłości, braterstwa i siły!
„Wiem, ile trzeba wylać na górę spaloną
I potu, i zabiegów, i skwarnego słońca,
By zapłodnić me życie — tchnąć duszę w me łono;
To też będę ci wdzięczne i wierne do końca.
„Bowiem radośnie spływam, jak kojąca siła,
Do wysuszonej pracą spragnionej gardzieli,
I gorąca pierś człecza to słodka mogiła,
Gdzie mi raźniej niż w chłodnej piwnicznej pościeli.
„Słyszysz, jak cię radośnie woła po mozole
Pogwar godzin świątecznych — perlisty, ochoczy? —
Zawinąwszy rękawy, z łokciami na stole.
Będziesz mię błogosławił i miał jasne oczy;