Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/99

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
X.

Młody kniaź z głową pełną rozmaitych myśli, które się nawijały skutkiem wrażeń, jakich tyle odebrał przed chwilą, wybiegł z zamku i podążył ku biskupiemu pałacowi. Nim jednakże tam dotarł, widział i słyszał rzeczy szczególne.
Całe miasto wzburzone. Po kościołach odzywały się dźwięki monotonne dzwonów, które tym razem nie dawały owej pogwary, co nam tak mile do ucha wpada i jak gdyby do marzeń kołysze. Gdzie to słyszysz niby rozmodlone pienia, które jeden kościół drugiemu niesie, a tamten znów odpowiada — aż tu trzeci i czwarty i dziesiąty do rozmowy się mięsza i płynie... płynie... hymn.
Nie — tym razem wściekła ręka wali tylko w jednę ścianę spiżowego domu i powstaje piekielna jakaś pogwarka zjadliwa, kłótliwa. Jeden od drugiego chce być silniejszym, chce być głośniejszym... w wściekłości.