Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/94

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

retykami wyklętemi przez papieża, a powtóre, że ściągnęlibyśmy sobie na głowę wojnę krzyżacką. Cesarz Zygmunt, jak tylko się dowie, że my im pomagamy, rzuci się na nas z krzyżactwem.
— To niech się rzuci. Pobijem i jego i Krzyżaków przy pomocy Czechów.
— A któż ich wezwie na pomoc?
— Ten sam Zbigniew, który dziś takim ich wrogiem.
— Co mówicie, Panie?
— Ja mówię. Mój mistrzu Marcinie, z tego widzę, że musicie być dobrym doktorem, kiedy takim lichym jesteście statystą. Nie ujmuję ja wcale wielkiego rozumu waszemu Zbigniewowi i nie dziwię się, że pilnuje spraw kościoła, bo jest księdzem, tylko mnie wzburzyło, że król tak się poddał jego władzy. Jednak, gdy przyjdzie na stół taka sprawa, o jakiej mówiliście przed chwilą, wtedy król będzie królem, a Zbigniew musi słuchać jego rozkazów.
— Daj Boże.
— Tak będzie. Ale co mnie w podziw wprawia, to wasza niechęć przeciw sprawie, której niedawno wobec króla głosiliście się takim przyjacielem. Przecie sami wyznaliście jawnie, żeście żonę z Pragi przywieźli, żeście brali z nią ślub po husycku, że Zbyszek, wasz teść,