Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/158

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Pięciu ich padło, gdy Kostka opuścił plac egzekucyi i ozwał się do Korybuta: „Pełń sam urząd kata, kiedy w tem tak lubujesz“.
Zaprzestano mordów.
Niemcy korzystają z niezgody i z Karłowego Tynu podchodzą pod Pragę, ale zbici przez Korybuta cofają się z niedobitkami do twierdzy.
I znów jak jeden mąż stanęły do boju wszystkie poróżnione stronnictwa.
Skazańcy z pod miecza katowskiego prażyli Filistynów tak dobrze, jak Kalikstyni i Prażanie. I znów Niemcy przekonali się, że nie są w stanie rozerwać tej jednoty. Korybut raz jeszcze się dowiedział, że fanatyzmu husytów nie ujmiesz w żadne karby. I dopóki on wstrząsać będzie tłumami, dopóty tłumy te będą niezwyciężone.
Z niezagojoną jeszcze raną, zadaną mu pod tym samym Karłowym Tynem wjeżdżał do Pragi smutny i przygnębiony, coraz bardziej wątpiący w swoje posłannictwo, co raz bardziej przekonany, że nie srogością kary, ale duchem ich przejęty zapanować może nad niemi. Wcielić się niejako w ich fanatyzm, wierzenia, wyrwać z siebie aż do ostatniej żyłki starego człowieka i stać się czechem, husytą. Nie przeczuwał bynajmniej, że właśnie w takiej chwili okrzyknięty przez wszystkie stronnictwa królem Czech.