Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

każdy z nich, ilu ich jest, dla siebie coś uszczknąć pragnie.
Otrząsnął się pan Jędrzej, odgarniając potężnym ramieniem tę ćmę, i idzie na ratusz.
Godzina oczekiwania.
Wrzaski tłumu...
— Wieści! Wieści!
Z ratusza padają słowa:
— Prokopi! Obaj Prokopi wodzami!
Tabor podzielił się odrazu na dwa stronnictwa.
Najskrajniejsza część husytów przybrała nazwę Orfanitów, albo osieroconych i nad niemi objął władzę Prokop Mały. Druga połowa poszła pod rozkazy Prokopa Wielkiego.
I Praga przeżuwa owo orędzie Taborytów.
Trwają narady tygodnie całe.
Niezgoda szarpie wszystkich.
Panowie układają się z cesarzem. Utrakwiści stają przy Korybucie.
Mnich husycki Gedeon grzmi z ambony przeciw Moabitom i Filistynom i woła, aby się łączyć z Prokopami.
— Precz z namiestnikiem polskim! nie chcemy króla!
Wtedy wpada przychylny Korybutowi Rohiczana i zagrzewa go do czynu.
Wydano rozkaz Wilhelmowi Kostce, aby buntowników ścinać kazał na ratuszowym placu.