Strona:Wincenty Rapacki - Król Husytów.djvu/11

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

o tyle znów izba lekarza mówiła wiele z każdego sprzętu, z każdego przedmiotu, których tu było pełno.
W tej izbie mieściła się cała wiedza stulecia.
W szafach na półkach stały pergaminowe księgi, w których nietylko literatura medyczna zawarta — średniowieczna bowiem szperanina szukała dla siebie wiedzy w poezyi, krasomówstwie, kronikach i w tem wszystkiem co się nazywało książką. W życie patrzeć się nie nauczono jeszcze. Życie, przyroda, to tajemnica, tajemnica zamknięta siedmioma pieczęciami, mawiano z namaszczeniem. Nikt ich nie zbadał i nie zbada nigdy. To też każda głowa ówczesnego lekarza to tłomok napchany tysiącem książkowych sentencyj i baśni, w których zdrowy pierwiastek zamierał przygłuszony chwastami.
Największy bodaj umysł musiał się błąkać w tym labiryncie.
A dopieroż ile to funkcyj on spełniał.
Popatrzmy na te słoiki, tygle, garnki, flaszki, moździerze, tarki, młynki, worki pełne ziół rozmaitych, na te kruszce, których tu poddostatkiem, na skóry zwierzęce, na owoce wszelkiego gatunku, suszone i świeże. Tu leżą kamienie całe z wosku, ówdzie miód w słojach, tam tłuszcze rozmaite, żywica, wino, wypchane ptaki, zasuszone jaszczurki i węże. Ze wszystkiego