Zjechali dworno, i Panicz nadjechał,
A z domu wdowca — zda się — pierzchły troski, 16 Wyszedł na salę, i rad się uśmiechał,
Ujrzawszy syna w sukmanie Krakowskiéj.[1] „Przybliż się Wasze, pokaż mi się przecie!
„No, lubię, — lubię Waści w takim stroju, — 20 „Zda się, żeś podrósł, zmężniał, moje dziecie.
„Pobłogosławić nie żal ci do boju! „Sprosiłem na to somsiady[2] dostojne,
„By byli świadki, jak cię ślę na wojnę, 24 „Jakie nauki, jaką daję zbroję:
„A gdy łaskawi na ojca i syna, „Spełnimy razem puhar tego wina,
„Com to przeznaczył na wesele twoje: 28 „Bo kto tam zgadnie, jako Bóg uradzi
„W tej naszej wojnie o swojej czeladzi; „Więc wzniesiem puhar na powrót szczęśliwy,
„I na wygraną, — a resztę wypijem 32 „— Jeśli powrócisz, a ja będę żywy —
„Trzewiczkiem Wandzi, albo jeszcze czyjem.
Tutaj Kasztelan poprawił wylotów[3],
I matce Wandy szepnął coś zalotnie: 36 „Miło mieć dziecie tak pięknych przymiotów.
— A Wanda wstydem spłonęła trzykrotnie — „O! warto walczyć, warto — jak Bóg żywy!
Za taką dziewę — a za nasze niwy!“ 40 „Przybliż się Wasze! — Raz ostatni może
„Daj posłuch jeszcze ojcowskiemu sercu: — „Uklęknij Wasze tu, tu, na kobiercu,
„Błogosławieństwo na twą głowę złożę, 44
↑w. 18 sukmana krakowska słynna, odkąd Kościuszko w niej chodził podczas powstania krakowskiego 1794 r.
↑w. 23 somsiady = sąsiady. Pierwotna forma sam-siad, ten, co obok siadł, wespół, obok mieszka.
↑w. 35 wyloty u kontusza, rękawy od ramienia rozprute, które w razie potrzeby wyrzucić można było na plecy.