Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/48

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
46

Dość wam, żem ja w krwi ochrzczony,[1]       76
Żem w nieszczęściu poświęcony
Znał niejedną łzę.

Moja skarga was nie znudzi;
Ja pieśń z ludu mam dla ludzi,       80
Żale toną w głąb;
Mego serca pieśni własnéj
Słucha tylko miesiąc jasny,
I stóletni dąb.       84

Hej mogiły! skały! zdroje!
Stepy! Orły! dęby moje!
Z wami ja się znam.
Lecz ty dziatwo żądasz pieśni,       88
To już sobie Janusz nie śni;
Cóż zaśpiewać wam?

Czasem śpiewak zgadnąć umié,
Co się w głębiach piersi tłumi,       92
Bo i w nim ta krew;
Więc o Lachu, o orlęciu,
I o krzywéj szabli cięciu
Przynosi wam śpiew.       96

Bo to straszne sądy Boże,
I krew Lacka cuda może,
Jest i w śpiewie jad.
„Jeszcze Polska nie zginęła!“[2]       100
Toć ta piosnka rdzą przecięła
Więzy tylu lat.


  1. w. 76 Aluzja do obcego pochodzenia poety, który krwią, przelaną w r. 1831, wkupił się niejako w narodowość polską.
  2. ww. 101—2 piosnka Jeszcze Polska nie zginęła z pokolenia w pokolenie podtrzymywała wiarę w wyzwolenie Ojczyzny.