Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/159

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
157

Jeszcze wykarmią one w zaciszy
Grono olbrzymiej młodzieży,
Od nich pacholę o nas usłyszy,
I jak my w Wolność uwierzy.       20

Wstanie mąż wielki z tych polskich kości,
Wielki, jako sny zamłodu!
Z uczuciem krzywdy mego Narodu,
A z mieczem całej Ludzkości!       24

A jako niegdyś potopem świata
Ludzkość zalały łzy Boże,
Tak i on mieczem świętego kata
Na ziemię puści krwi morze.       28

A nad tem morzem, nad tą posoką,
Korab nasz polski wypłynie,
I białe ptaszę wzleci wysoko,
I poda rószczkę drużynie.       32

Otworem staną lochy podziemne,
Gdzie w więzach butwiały kości,
I będą nasze więzienia ciemne
Miejscem odpustu Ludzkości.       36

Pielgrzymką do nich pójdą narody,
Ogniwa kajdan rozbiorą,
I jak relikwje, na cześć swobody,
Całować będą z pokorą.       40

Kloc on skrwawiony, na którym głowy
Świętych padały z rąk kata,
Będzie ogniskiem świątyni nowéj,
Ołtarzem nowego świata!       44

Z tej ziemi znikną, po wszystkie wieki,
Ludzkości ofiary krwawe;