Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/112

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
110

A w Koronie niebo płonie
Łunami daleko,
Jak kraj długi, wszystkie strugi
Krwawą wodą cieką...       24



PODJAZD

„Poruczniku, spraw-że-no się,
Pojedź mi po zwiady!“
Rzekł, a podjazd już na rosie
Znaczy świeże ślady.       4

„Stójcie! — błysło jakieś licho.
By nie popaść w zdradę. —
Strzał nie wolny! — stać! stać cicho!
Ja go sam dojadę.       8

Wszakto kozak?“ — „Kozak, panie!“
— „Zaraz on dostanie.“ —
„Czy tam w zdradę, czy nie w zdradę?
I ja z panem jadę.       12

Wpadniem oba z hukiem, z krzykiem,
Poczniem ich od końca,
Wyłżem się przed Pułkownikiem,
I przywiedziem Dońca.       16

Bo to duszy nie pociesza
Rewolucja taka,
Kiedy żydów człek nie wiesza,
I nie rżnie kozaka.“ —       20

Rzekł — i ruszył. Nie zabawił,
W powietrzu go łowi,
Lekko ranił; lecz doprawił
Batem kozakowi. —       24