Strona:Wincenty Pol - Pieśni Janusza.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
111

„Czego płaczesz, Dończe stary?
— Porucznik go pyta —
Wziąłeś może nie do pary?
Lecz już teraz kwita.       28

Nie masz broni, a my nożem
Bezbronnych nie rżniemy,
Dybów[1] tobie nie założem.
No, idź djable niemy!“ —       32

„Błahorodia[2]! — Doniec rzecze —
„Mam plecy kozacze,
„Choć nahajka plecy zsiecze,
„Doniec nie zapłacze.       36

„Był w Paryżu, był w Sybirze,
„A z nad Donu rodem,
„Za Bałkany[3] niosły chyże
„Źrebcy Dońców przodem.       40

„Wszędzie bywał, wszędzie bili,
„Niech czort porwie cara!
„Ale to dla Dońca kara,
„Że go dziś złowili; —       44

„Bo cóż na to bracia powié,
„Że z marnej przygody,
„Dał się schwytać pastuszkowi
„Doniec siwobrody!?“       48

I zapłakał. A Krakusy
Z językiem[4] wracali.
Uciekajcie w stepy, Rusy!“
Wracając śpiewali.       52



  1. w. 31 dyby: kłoda drzewna z otworami na nogi lub ręce.
  2. w. 33 Błahorodia = dobrze urodzony (Wohlgeboren) tytułuje Rosjanin szlachcica.
  3. w. 39 za Bałkany — w wojnie z Turkami 1828 r.
  4. w. 50 z językiem = z wiadomościami, ob. w. 2.