Strona:Wincenty Kosiakiewicz - Trzydzieści morgów.djvu/34

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Na domiar złego musiał po pijanemu wygadać do kogoś, że to on, a nie Tomasz, który w tym czasie umarły leżał w ciemnej komorze, sporządził ten testament.
Wieść tę pochwycono zaraz na języki.
Wszędy, gdzie się było obrócić, gadano o testamencie. Jedna i druga kumoszka przypomniała sobie, że akurat wtenczas Aplas był zgolił sobie wąsy i brodę, cała wieś się z niego wówczas śmiała. Teraz już nikt nie wątpił, że wieść ta jest prawdziwa i że Jagna na gruncie siedzi na mocy nieprawego testamentu.
Wieści te, niby z dobrego serca, przyniosły jedna i druga baba Jagnie.
Jagna wpadła z gniewem na Aplasa, który się wyparł, aby cokolwiek komu powiedział. Zwymyślała go mimo to, ale ludziom to gęby nie zamknęło.
Gadali coraz głośniej o tej sprawie i gadanie to zwabiło nawet Jędrka, który chodził pomiędzy ludźmi, dowiadywał się, burzył ich na Jagnę i jej kryminałem groził.
Zaszedł raz nawet do chałupy Jagny i w oczy jej wypowiedział wszystko.
Tak więc z jednej strony te groźby i gadania po wsi chodzące, z drugiej strony Niemiec, który dobytek wysysał tak, jak pijawka wysysa krew z człowieka, doprowadziły Jagnę do tego, że utraciła zupełnie ducha.
Nieraz siadywała na progu domu i dumała.
— Jaka byłaby szczęśliwa (wyobrażała sobie), żeby gruntu tego nie znała wcale. Bartek żyłby dotąd, wesół zawsze, dobry, pracowity i kochający ją. Pracowaliby ciężej, ale już teraz to i dorobiliby się sześciu morgów. Coby to za śliczne było gospodarstwo! Małe, ale zasobne! I nie zaznałaby ani jednej z tych myśli, w których leży strach i obawa, a które męczą duszę, niby szatani potępieńca w piekle.