Strona:Wincenty Kosiakiewicz - Trzydzieści morgów.djvu/30

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
VIII.

Na drugi dzień rano obudziła się Jagna z myślą o Jędrku.
— Będzie chodził po wsi — myślała sobie — rozpytywał się, wydziwiał i złorzeczył. Z razu ludzie będą go słuchać i potakiwać. Potem ustanie mu gęba, a i ludziom się sprzykrzy.
Pocieszywszy się w ten sposób, zabrała się do zwykłej roboty.
Wychodzi na dwór, aby posypać gęsiom ziarna, widzi — idą przez wieś razem, coś sobie opowiadając żywo, Jędrek z Aplasem.
Jagnę zdjął strach.
— Odrazu się poznali — pomyślała — na moją zgubę.
Przeszli obok zagrody, powiedzieli: „pochwalony“ i poszli dalej.
Jagna śledziła ich wzrokiem.
Poszli do kaczmy.
Kobiecie już do żadnej pracy wziąść się nie chciało. Ręce jej po prostu opadały. Chciała pogadać z Bartkiem, ale z chłopem tym po ludzku rozmówić się nie było można. Robił wszystko, co mu Jagna kazała, ale gdy do gadania przyszło kiedy, to głowę spuszczał do ziemi — trudno słowa było od niego wydobyć.
Wytłumaczyła sobie Jagna, ochłonąwszy, że to nie dziwota, iż Jędrek z Aplasem się zeszli; obaj pijatykę lubią i Aplas także w wojsku służył.
Mimo to do wieczora chodziła po domu niby chory w gorączce.
Przy wieczerzy zaś powiada do męża:
— Póki ten Niemiec będzie we wsi, póty my chwilki spokoju nie zaznamy. Innej rady niema na niego, jeno taka: wyszukać gdzie w dalekiej wsi, im