Strona:Wincenty Kosiakiewicz - Trzydzieści morgów.djvu/20

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Niemiec nic na to.
— Ktoby tam dał tyle pieniędzy takiemu?
I żeby pozyskać święty spokój, dała mu jeszcze rubla.
Niemiec wziął go, przepił do wieczora, a nazajutrz rano znowu przyszedł do Jagny po pieniądze.
To ją rozgniewało okrutnie.
— Wynoście się — zawołała, nie pozwalając mu przestąpić progu — Wynoście się zaraz.
Teraz Niemiec podniósł swój rudy łeb do góry.
— To tak — rzekł — no! to pięknie mi dziękujesz za to, żem gospodarzami was uczynił.
— No, no! — krzyknęła Jagna. — Nie mam czasu na rozmowy, wynoście się, bo...
I pochwyciła za polano drzewa.
Ale Niemiec nie zląkł się tego.
— Wy głupi jesteście, — rzekł do Jagny. — Moje słowo dało wam ten grunt; ale jak ja inne znowu słowo powiem, to i grunt wam odbiorą, i na całe życie do kryminału zapakują.
Jagna spojrzała na niego i struchlała.
— Co wy gadacie? — szepnęła.
— Wy prawa nie znacie — mówił Niemiec — a ja znam. Zrobiliśmy kryminał. Ja się tam tego nie boję; mnie wszystko jedno, tu żyć czy tam żyć. Ale jak was od gruntu odsadzą, zamkną w więzieniu, he! to wam nie będzie dobrze.
— Albo wy to możecie uczynić? — rzekła Jagna zalękniona.
— Jedno słowo i wy już w kryminale. Pójdę do sądu i powiem, żem to ja udawał Tomasza, a Tomasz już wtedy umarł.
Jagnę ognie przeszły.
— Siadajcie — rzekła do Niemca.
Aplas usiadł.
Wtedy Jagna zaczęła rozwodzić przed nim swoje żale i utyskiwać na brak pieniędzy. Widziała ona,