Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/49

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
LXXVI.

Przecz jest pozbawion wiersz mój żywej krasy
Zmian różnorodnych? Przecz nie jestem gotów
Lgnąć tak, jak każą te dzisiejsze czasy,
Do nowych metód i cudackich zwrotów?
Przecz wciąż o jednem piszę jednakowo
I w dawne szaty stroję me pomysły,
Że tylko o mnie mówi każde słowo,
Wskazując cel ich i skąd mi wybłysły?
Ja — wiedz, kochanie — piszę wciąż o tobie:
Ty oraz miłość to treść mojej pieśni;
I tak odmładzam słowo, w tej ozdobie
Podając rzeczy, podane już wcześniej.
Stare się słońce codzień w nowe zmienia
I miłość moja stare wznawia pienia.




LXXVII.

Lustro ci powie, jak gasną twe lice,
Zegar ci wskaże, jak twój czas upływa,
Duch twój te puste wypełnia stronice
I wnet ci spłynie z nich nauka żywa:
Gdy zmarszczki ujrzysz w zwierciadlanej płycie,
Mogił przed tobą zazieje gromada,
I po zegarze poznasz, jak twe życie
Pod próg wieczności złodziejskiej się skrada.
Czego twa pamięć zatrzymać nie zdoła,
Powierz tym kartkom, a tak ci się stanie,
Że dzieci, wyszłe z mózgu twego czoła,
W świeżem znów drużstwie znajdą obcowanie.
Czyń tak, a będziesz zadowolon wszytek
I księga twoja odniesie pożytek.