Strona:William Shakespeare - Sonety.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
X.

Nie masz dla innych serca ani trocha,
Gdy się o siebie troszczysz tak ubogo!
Hańba! niejeden wielce ciebie kocha,
Ty — wszak to jasne — nie kochasz nikogo.
Taka nienawiść obsiadła cię mocna,
Że nie powstrzymasz jej w zabójczym żarze,
By twego dachu nie burzyła docna,
Choć z żądz najpierwsza odnawiać go każe.
Zmień się, bym zmienił swe zdanie! Mów, złoty:
Czyż nienawiści godzi się piękniejszy
Dach, niż miłości? Dla własnej istoty
Okaż się wdzięcznym za twój wdzięk dzisiejszy!
Stwórz-że dla siebie, o, drugiego siebie,
Aby żył dalej czar twój w tej kolebie.




XI.

Z równą szybkością będziesz wiądł i dalej
Rósł w latorośli, co z ciebie wyrośnie;
W młodych się żyłach krew twoja rozpali,
Choć sam przestaniesz już myśleć o wiośnie.
I w tem jest mądrość, piękność i dobytek,
Reszta to głupstwo, starość i więdnięcie:
Idąc za tobą, świat by zginął wszytek —
Lat kilkadziesiąt, a niema go święcie.
Ci, którym mocy natura nie dała,
By się mnożyli, niech, bezpłodni, giną
Wraz z swą brzydotą, lecz piękność wspaniała
Niech się szczęśliwą rozrasta godziną.
Tyś jej pieczęcią, co oto mnogiemi
Ma się odciski rozrastać na ziemi.