Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[122—149]95
MAKBET — AKT V

Mogę się nie bać niczego. Cóż znaczy
Ten dzieciak Malkolm? Czyliż go niewiasta
Nie porodziła? Duchy, które znają
Wszelakie losy śmiertelnych, orzekły:
„Nie lękajże się, Makbecie! Przenigdy
Władzy nad tobą nie będzie miał człowiek,
Zrodzon z niewiasty“. A zatem fałszywi
Idźcie tanowie, połączcie się razem
Z niewieściuchomi angielskimi, owszem!
Serce i duch mój w mej władzy, nie mogą
Giąć się w zwątpieniu, przejmować się trwogą.

(wchodzi SŁUGA)

Oby cię djabeł poczernił, ty mleczny
Pysku łajdacki! Skąd ten wygląd gęsi?
SŁUGA: Dziesięć tysięcy...
MAKBET:Gęsi, łotrze jeden?
SŁUGA: Nie, wojska, panie.
MAKBET:Wyszczyp sobie gębę,
Idź, na czerwono posmaruj, urwiszu,
Lilijowatą bladość twojej trwogi!
Żołnierze, trutniu? Ta lica wybladłość
Doradcą trwogi! Cóż to za żołnierze?
Mówże nareszcie, ty mordo!
SŁUGA:Anglicy,
Jeżeli łaska...
MAKBET: Ruszaj mi z tym pyskiem!

(SŁUGA wychodzi)

Sejton!... Me serce słabnie, gdy to widzę. —
Sejton, powiadam!... Napad ten mnie skrzepi,
Lub też powali na zawsze. Me życie
Wkracza już w jesień, liść to żółkniejący!
To, co podeszłym towarzyszy latom:
Cześć, posłuszeństwo, miłość, rząd przyjaciół —
Na to oglądać się nie mogę; ciche,