Przejdź do zawartości

Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/87

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[478—504]85
MAKBET — AKT IV

Uzdrawiających błogosławieństw swoich
Zostawić swoim następcom. Poza tym
Dziwnym przymiotem posiada on jeszcze
Dzięki niebiosom dar prorokowania,
I wiele innych zbawiających wpływów
Tron jego święty otacza i świadczy
O tem, że łaski jest pełen.
MAKDUF:Patrz, panie,
Kto tu nadchodzi!
MALKOLM:Mój ziomek, lecz dotąd
Poznać nie mogę.

(wchodzi ROSSE)

MAKDUF:Szlachetny kuzynie,
Witam cię tutaj.
MALKOLM:Teraz już poznaję.
O dobry Boże, oddalże to wszystko,
Coby nas mogło uczynić obcymi!
ROSSE: Amen!
MAKDUF:Czy Szkocja jeszcze tam, gdzie była?
ROSSE: Ach! Biedna ziemia! Niemal sama siebie
Już nie poznaje ze strachu. Nie można
Nazwać jej naszą macierzą, lecz grobem,
Gdzie się na uśmiech nikt już nie zdobędzie,
Chyba, że nie wie o niczem; gdzie jęki,
Łkania i krzyki wciąż krają powietrze,
Ale uwagi nie zwrócą na siebie;
Gdzie pospolitym wydaje się wstrząsem
Troska gwałtowna, gdzie, jakkolwiek dzwony
Słyszysz pogrzebne, prawie się nie pytasz,
Po kim; gdzie życie poczciwego człeka
Więdnie o, prędzej, aniżeli kwiaty
Na kapeluszu, gdzie ludzie konają,
Zanim zdołali zachorować.