Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
[390—421]61
MAKBET — AKT III

MAKBET:Czyż mogą
Być takie rzeczy i, jak obłok letni,
Przejść ponad nami i nawet zdumienia
Nie wywoływać? Kłócicie mnie z własną
Mą świadomością, jeżeli pomyślę,
Żeście na takie patrzyli zjawisko
I zachowali przyrodzoną barwę
Swego oblicza, gdy me zbladło z trwogi.
ROSSE: Jakie zjawisko, miłościwy panie?
LADY MAKBET:
Proszę, nie mówcie! Z nim jest coraz gorzej.
Jątrzy go wszelkie pytanie... Dobranoc!
A nie zważajcie, w jakim iść porządku,
Lecz idźcie społem!
LENNOKS:Dobranoc! Życzymy
Jego królewskiej mości wyzdrowienia.
LADY MAKBET: Spokojnej nocy wszystkim!...

(wszyscy wychodzą, prócz Makbeta i Lady Makbet)

MAKBET:To krwi żąda!
Krew, powiadają, żąda krwi. Widziano
Poruszające się głazy i drzewa
Przemawiające; augurzy umieli,
W porozumienia wchodząc tajemnicze
Za pośrednictwem srok, kawek i kruków,
I najskrytszego odkryć krwi przelewcę.
Która godzina?
LADY MAKBET: Noc walczy z porankiem,
Kto kogo zmoże.
MAKBET:Wiesz o tem, że Makduf
Odmówił swojej osoby pomimo
Naszych królewskich wezwań.
LADY MAKBET:Czyś po niego
Posyłał, panie?