Strona:William Shakespeare - Makbet tłum. Kasprowicz.djvu/18

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
16[228—254]
WILLIAM SHAKESPEARE

Będąc już tanem Kawdoru... Rzecz dziwna:
Często, by zyskać nas na naszą zgubę,
Mówią nam prawdę narzędzia ciemności,
Jakimś uczciwym ujmują drobiazgiem,
Aby najgłębiej oszukać nas w skutkach...

(głośno)

Jedno słóweczko — proszę cię, kuzynie.
MAKBET: (na stronie)
Dwie wygłoszono prawdy, niby trafne
Jakieś prologi podniosłego aktu
Monarszej sztuki... (głośno) Dzięki wam, panowie!

(na stronie)

Nadprzyrodzona ta zapowiedź szczęścia
Złą być nie może... nie może być dobrą;
Jeżeli złą jest, dlaczegóż mi dała
Zadatek szczęścia, zacząwszy się prawdą?
Zostałem tanem Kawdoru... Jeżeli
Zasię jest dobrą, czemuż mnie sprowadza
Do takich myśli, że straszny ich obraz
Zjeża mi włosy i każe męskiemu
Mojemu sercu rozsadzać mi żebra
Wbrew zwyczajowi natury? Istotny
Przestrach jest mniejszy od trwóg wyobraźni:
Myśl ma, morderczą będąca jedynie
W mojej fantazji, tak strasznie mem ludzkiem
Wstrząsa jestestwem, że wszystka ma władza
Dusi się w samem tylko przywidzeniu.
Dla mnie niema niczego nad to, czego niema.
BANKO: (na stronie)
Patrzcie na druha, w jaki się pogrążył
Zachwyt.
MAKBET: (na stronie)
Jeżeli los chce mieć mnie królem,