Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/96

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
94
MACBETH.

ro nie płaczesz, dobry znak; będę miał wkrótce innego ojca.

LADY MACDUFF.

Biedny ty bajarzu! o czém ty prawisz!

(Wchodzi Posłaniec).
POSŁANIEC.

Niech Bóg wam, piękna pani, błogosławi!
Wy mnie nieznacie, ale mnie nie obcy
Stan i cześć wasza. Przeczuwam nad wami
Bliskie nieszczęście. Jeźli nie wzgardzicie
Życzliwém słowem prostego człowieka,
Tu nie ostajcie; uchodźcie ztąd spiesznie,
Zabierzcie dzieci! — O wielki gbur ze mnie,
Że was przerażam; ale okrucieństwo
Spełnił bym dziksze, gdybym miał przemilczéć
Co wam zagraża. Niech was Bóg zachowa!
Nie mogę dłużéj już tu z wami bawić.

(Odchodzi).
LADY MACDUFF.

I gdzież mi uciec? nic nie przewiniłam;
Lecz pomnieć muszę, że na tym padole,
Złe często chluby a cnota za zgubne
Uchodzi głupstwo. I przecz-że, niestety!
Mam się osłaniać niewieścim puklerzem,
Głosić niewinność? — Co to za maszkary?

(Wchodzą Zbójce).
ZBÓJCA.

Gdzie mąż twój?

LADY MACDUFF.

Tuszę, nie w tak podłém miejscu,
Gdzie wam podobni, mógli by go zdybać.