Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/142

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
140
POGLĄD

mordów, ona mdleje tylko. Przeklęstwo nad złym czynem spełnia się. Źle poczęte czyny, w swoim postąpię, w gorsze rosną winy. Jak z początku łękał się złych skutków, tak je sam teraz przyśpiesza. Przepowiednia dotycząca potomków Banca, podnieca jego niepokój i zawiść. Skutek zbrodni nie jest utwierdzonym, dopóki proroctwo w swéj mocy pozostaje. Duma jego nie jest nasyconą, dopóki obawa jéj towarzyszy. Pragnie więc losowi wydrzeć gwałtem swoje szczęście i zgładza Banca. Naznacza morderców, a w rozmowie z niemi, stara się poruszyć też same sprężyny, które i jego skłoniły do zbrodni t. j. podnieca w nich siłę męzką. Podniesiony następnie do szczytu zapamiętałości, w nadludzkim przesileniu sam los powołuje w szranki do walki osobistéj.
Sumnienie jego i uczucie bojaźni, wstrząsa się raz jeszcze w czasie uczty, przy ukazaniu się Banca, a to zjawisko wytrąca znowu naturę jego z powszedniego toru. Żona z znaną przytomnością umysłu, uspakaja zmięszane towarzystwo i osłania jego gwałtowne wyskoki. Daje mu uczuć jego słabość, dawnym dotkliwym wyrzutem: Czy jesteś mężem? Tak jest i odważnym, odpowiada jéj na to; a gdy ona nie ustaje w swoich sarkazmach, on swoją zaciętość tak daleko posuwa, że przepija do Banca, a widmo na nowo wytęża silne jego nerwy. Czemu człek sprosta na to się odważę i t. d. Lecz to są ostatnie konwulsje sumnienia i jego okropnych urojeń; odtąd już z tak gwałtownego przesilenia słabnie i opada na siłach.
Niedawno pod wpływem skruchy i żalu, pozazdrościł spokojnego snu Duncanowi; teraz tak głęboko za-