Strona:William Shakespeare - Dramata Tom II tłum. Komierowski.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.
98
MACBETH.
MACDUFF.

Od kogo?

MALCOLM.

O sobie?
Mówię, bo zaród wszystkich zbrodni noszę;
A skoro władza popuści im wodzy,
Wówczas ten czarny Macbeth stanie przy mnie,
W śnieżnéj odzieży; w oblicze postrachu
Którém jéj grożę, on biednéj ojczyźnie,
Zda się barankiem.

MACDUFF.

W hufcach piekielnych, w otchłani przekleństwa,
Żaden Macbetha szatan nie prześcignie.

MALCOLM.

Przyznam że krwawy, że on jest rozwiązły,
Chciwy, obłudny, podstępny, przewrotny,
Zły i gwałtowny i że łaknie grzechu
Wszelkiego miana. Lecz moja lubieżność,
I ona równie nie zna żadnych granic.
Wasze małżonki, córki i niewiasty,
Wasze dziewice w tę studnicę żądzy,
Wszystko za mało. W rozkiełznaniu chuci,
Ma wola żadnéj nie ścierpi zapory.
Lepiéj więc Macbeth, aniżeli taki,
Niech krajem władnie.

MACDUFF.

I chuć lubieżna jest także tyranją;
Niejeden szczęsny tron osierociła,
I wielu królów zwiodła do upadku.
Dla tego przecie, nie miejcie obawy
Brać, co jest wasze. Możecie rozpostrzéć
Swoje uciechy a jednakże pozór