Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/157

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

ALFRED: Jest przecie Ama… ona tak dobrze się bawi… (Z wybuchem) Proszę mi dać spokój, bo się całkiem z domu wyniosę!
STARZECKI i RADCA (rozmawiają po cichu)
STARZECKI (kończy): Rzecz bardzo prosta. Nie możemy dopuścić, by sztuka była drukowana lub grana.
RADCA: Jakto… nie dopuścić?!
STARZECKI: Wszelkimi sposobami… Pan jako radca, masz wpływ na dyrektora — ja także…
RADCA: I miałbym tego wpływu użyć…
STARZECKI: Oczywiście. To dzieło niebezpieczne!
RADCA: To niech Alfred napisze lepsze!
ALFRED (nagle sobie wszystko uświadamia): …Lepsze! (Opada).
RADCA: Dziś na świecie walka o byt, panie dziejski. Trudno!
STARZECKI: Więc walczmy!
RADCA: Ale jakimi środkami, panie Andrzeju? Ja, panie, przemysłowiec, kupiec, ale takiej konkurencyi w interesach nie uznaję.
STARZECKI: Tylko co ma być? Ja pracuję tyle lat, ja i inni moi… Natężamy siły, robimy, co możemy, wszystko w tym celu, by zyskać trochę wpływu… A tu przychodzi taki z pod ciemnej gwiazdy, obcy nam człowiek… I znów się zacznie zawracanie ludziom głowy, znowu