Przejdź do zawartości

Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/156

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

stracony! W teatrze i literaturze — po tobie! Rozumiesz teraz?
ALFRED (więcej do siebie): Bodenius napisał swoje dzieło!!!
STARZECKI: I co, że napisał? To niech z niem poczeka! Czterdzieści, sześćdziesiąt lat… Nie tacy, jak on, musieli czekać! Cóż to, u dyabła, znowu mamy poezyą ludziom głowy zawracać? Małoż to tych, co do gwiazd wzlatują? My po ziemi chodzić dobrze nie umiemy!
ALFRED (chodzi wzburzony).
STARZECKI: I czemu nie odpowiadasz?
ALFRED: Proszę o ten rękopis.
STARZECKI: Nie o to teraz idzie, Alfred. Tu o coś ważniejszego. Kampanię obmyśleć musimy!
ALFRED (gwałtownie): O ten rękopis proszę!
STARZECKI: Tobie przecie jeszcze… (Uderza się w czoło. Wobec groźnego spojrzenia Alfreda, wyjmuje z zanadrza i daje mu kajet).
ALFRED (usuwa się w kąt i chciwie zaczyna czytać).
STARZECKI (chodzi zdenerwowany).
RADCA (wchodzi z salonu): Wyście tutaj? Czemu nie przy gościach? (do Alfreda) Chodź-źe do towarzystwa!
ALFRED (przerzuca rękopis): A co mnie goście obchodzą!
RADCA: Znowu atak szału!