Strona:Wilhelm Feldman-My artyści.djvu/008

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

RADCA (łysy, ze skłonnością do otyłości; twarz rozumna, ruchy i mowa energiczne). (Wchodząc): Dzień dobry panu.
ALFRED (nie przerywając): Dzień dobry ojcu.
RADCA: Mógłbyś przestać pisać, gdy ojciec wchodzi.
ALFRED: Ojca mam zawsze, a natchnienie ucieknie.
RADCA: Natchnienie! Znam ja się na takich natchnieniach!
ALFRED (podnosi głowę): Odkąd-to ojciec w swoich magazynach akcyjnych i ten artykuł posiada?
RADCA: Fredziu! (Siada). Przedwczoraj wziąłeś w sklepie na mój rachunek na dwa garnitury.
ALFRED: Aha.
RADCA: Który krawiec ci je szyje?
ALFRED: Żaden.
RADCA: Tylko co?
ALFRED: Sukno sprzedałem żydowi.
RADCA: Nie wyprowadzaj mnie z cierpliwości!
ALFRED: Nie mam wcale tego zamiaru. Byłem na tyle idyotą, że dałem ojcu słowo, że nie będę podpisywał weksli…
RADCA: Dość chyba drogo kosztowało mię to twoje słowo.
ALFRED: A że potrzebować — potrzebuję…
RADCA: Więc radzę sobie, jak mogę.