Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

słowa. Co prawda wołano także: — Nie! nie abdykacya! Zrzucenie z tronu! Zrzucenie! Zrzucenie! Stawało się widocznem, że mam twardy orzech do zgryzienia.
Gdym obwieścił Regencyę Księżnej Orleańskiej, ozwały się gwałtowne protesty: — Nie! nie! Nie chcemy Regencyi! Precz z Burbonami! Ani króla, ani królowej! Nie chcemy panów!
Odpowiedziałem:
— Nie chcecie panów! I ja ich nie chcę, na równi z wami; broniłem całe życie wolności...
— Czemuż więc ogłaszasz pan Regencyę?
— Bo Regentka nie jest panem. Zresztą nie mam żadnego prawa proklamowania Regencyi, obwieszczam ją tylko.
— Nie! Nie! Nie chcemy Regencyi!
Jakiś człowiek w bluzie zawołał:
— Milczeć, panie parze Francyi! Precz z parami Francyi!
I zaczął mierzyć do mnie swoją strzelbą.
Patrzyłem mu bystro w oczy i podniosłem głos tak silnie, że w tłumie przycichło:
— Tak, jestem parem Francyi, i mówię jako par Francyi. Przysiągłem wierność, nie jednej osobie królewskiej, lecz monarchii konstytucyjnej. Dopóki nowy rząd nie będzie ustalony, obowiązkiem moim jest być wiernym temu, jaki jest. A sądziłem zawsze, że lud nie pochwala tych, którzy zdradzają swoje obowiązki!
Rozszedł się w koło mnie szmer uznania, a nawet tu i owdzie klaśnięto w dłonie. Lecz gdy chciałem mówić dalej: