Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/31

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

Poznałem w nim mego dobrego przyjaciela, Antoniego Thouret.
Thouret jest gorącym republikaninem. Chodził od rana z dzielnicy do dzielnicy, przemawiając od gromady do gromady. Pytam go:
— Powiedz mi, czego wy ostatecznie chcecie? Czy republiki?
— O! nie — rzecze — nie teraz, jeszcze nie. Ale chcemy reformy, i nie tylko praw, o ba! prawa — nam trzeba całkowitej roformy, rozumiesz mnie? A choćby i głosowania powszechnego?
— To i dobrze! — odrzekłem, ściskając dłoń Thouret’a.
Przez całą długość wybrzeża snuły się patrole, a tłum krzyczał: Niech żyje wojsko! Sklepy były pozamykane, a okna pootwierane.
Na placu Châtelet słyszałem człowieka, mówiącego do gromady:
— To rok 1830!
Skręciłem ku Ratuszowi przez ulicę de Saint-Avoye.
W Ratuszu wszystko spokojne.
Dwaj gwardziści narodowi stali przed kratą, a na ulicy Saint-Avoye barykad nie było.
Na ulicy Rambuteau kilku gwardzistów przechodziło się tam i napowrót przy szablach.
W dzielnicy du Temple bębniono do apelu.
Aż do tej chwili rząd próbował obejść się bez gwardyi narodowej. Byłoby to może rozsądnie. Gwardya narodowa w wielkiej liczbie miała przyjąć