Przejdź do zawartości

Strona:Wiktor Hugo - Rzeczy widziane 1848-1849.djvu/104

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została przepisana.

przed falą światła. W tej fali światła mogłeś odróżnić wszelkiego rodzaju wspaniałe kwiaty i drzewa dziwnych kształtów, z uliścieniem południa i północy, gór i dolin: banany, różne rodzaje palm, cedry, liście szerokie i ostre igły, dziwaczne gałęzie i pędy poskręcane i poplątane, jakby w dziewiczym lesie. Zresztą z kategoryi dziewictwa, był las tylko. Najpiękniejsze kobiety i najładniejsze dziewczęta Paryża, w balowych strojach, wirowały w tem oświetleniu à giorno, jak roje różnobarwnych owadów w promieniu słońca.
Ponad tym strojnym tłumem błyszczał potwornych rozmiarów świecznik bronzowy, albo raczej olbrzymie drzewo złote, z odwróconymi płomykami, które zdawały się wyrastać ze sklepienia, roztaczając nad publicznością dach listków, złożonych z iskier i blasków. Szerokie koło mniejszych świeczników rozchodziło się promienisto po całej sali, stanowiąc niby mniejsze konstelacye, dookoła jednego słońca.
Od sklepienia odbijały się silne tony orkiestry, wywołując drżenie szyb.
Ale co stanowiło odrębną właściwość Ogrodu Zimowego, to to, że po za tym przedsionkiem światła, muzyki i gwaru można było dojrzeć jakby rodzaj arki olbrzymiej a zacienionej, rodzaj groty cieniów i tajemnic.
Ta grota, w której wyrastały wielkie drzewa i gdzie jeżył się zagajnik, poprzecinany alejami i polankami, gdzie strumień wody rozpylał się w mgłę dyamentową, było to właśnie wnętrze ogrodu. Różowe punkty, podobne do ognistych pomarańcz, błyszczały tu i owdzie wśród gałęzi.