Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/63

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

strzelać kartaczami. Dwie armaty wyrzucały teraz kule na środek barykady, by zrobić wyłom do szturmu.
Gdy bruk, przeznaczony do ostatniej obrony, złożono na miejscu, Enjolras kazał zanieść na pierwsze piętro butelki, które postawił pod stołem ojca Mabeuf.
— Któż je wypije? — zapytał Bossuet.
— Oni — odpowiedział Enjolras.
Następnie zabarykadowano okiennice na dole i przygotowano sztaby żelazne, któremi zasuwano wewnątrz dzwi szynkowni na noc.
Twierdza była zupełną. Barykada była wałem, a karczma zamkiem.
Pozostałym brukiem zatkano podkop.
Enjolras rzekł do Marjusza: Jesteśmy dwaj naczelnicy. Ja wydam ostanie rozkazy wewnątrz, ty zostań zewnątrz i uważaj.
Marjusz stanął na szczycie barykady i patrzał.
Enjolras kazał zabić gwoździami drzwi do kuchni, które, jak sobie przypominacie, przemieniono na ambulans.
— Żadnej bryzganiny na rannych — rzekł.
Ostatnie instrukcje wydał w sali dolnej krótko ale najspokojniej; Feuilly słuchał i odpowiadał w imieniu wszystkich.
— Na pierwszem piętrze mieć gotowe topory do odcięcia schodów. Czy macie?
— Mamy — rzekł Feuilly.
— Ile?
— Dwa topory i siekierę.
— Wystarczy. Jest nas dwudziestu sześciu walczących. Ile karabinów.
— Trzydzieści cztery.
— Ośm nadto. Miejcie te ośm karabinów nabite i pod ręką. U pasa szable i pistolety. Dwudziestu ludzi na barykadzie. Sześciu ukrytych w oknie pierwszego piętra i pod strychem palić będą do oblegających przez strzelnice z bruku. Niech ani jeden nie zostanie bezczynny. Skoro bęben uderzy do ataku, niech