Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/323

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to? — zawołała Cozetta wchodząc — nie ma krzeseł? gdzie się podziały?
— Nie ma ich — odpowiedział Jan Valjean.
— A to co znowu! Jan Valjean wybąkał:
— To ja powiedziałem Baskijczykowi, żeby je zabrał.
— Z powodu?
— Bo dziś zabawię tylko kilka minut.
— To jeszcze nie powód, by rozmawiać stojący.
— Zdaje się, że Baskijczyk potrzebował tych krzeseł do salonu.
— Na co?
— Zapewne macie dziś gości.
— Żadnych.
Jan Valjean nie wiedział już, co powiedzieć.
Cozetta wzruszyła ramionami.
— Kazać zabierać krzesła! Dawniej kazaliście zgasić ogień na kominku. Co za dziwactwo!
— Żegnam — szepnął Jan Valjean.
Nie powiedział: żegnam cię, Cozetto, ale też nie miał siły powiedzieć: żegnam panią.
Wyszedł znękany.
Tym razem zrozumiał.
Nazajutrz nie przyszedł. Cozetta spostrzegła to dopiero wieczór.
— Ale — rzekła — pan Jan dziś nie był.
Ścisnęło się trochę jej serce, ale rozerwał ją zaraz pocałunek Marjusza.
Następnego dnia także nie przyszedł.
Cozetta nie zważała na to, bawiła się wieczór, spała w nocy jak zwykle i przypomniała sobie dopiero się obudziwszy. Była tak szczęśliwa! Posłała zaraz Nicolettę do pana Jana dowiedzieć się czy nie chory, i dlaczego nie był wczoraj. Nicoletta przyniosła odpowiedź od pana Jana. Był zdrów, ale zajęty. Wkrótce przyjdzie. Jak tylko będzie mógł najprędzej. Zresztą wyjedzie w drogę. Pani przypomni sobie, że ma zwy-