Strona:Wiktor Hugo - Nędznicy cz5.pdf/317

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

mu, wchodzić od podwórka tylnemi schodami — wszystkie te nieznaczące dziwactwa, te zmarszczki, te bąble na wodzie, te chwilowe fałdy na powierzchni, często pochodzą ze strasznej głębiny.
Tak minęło kilka tygodni. Powoli rozpoczęło się nowe życie dla Cozetty; nowe stosunki towarzyskie, odwiedziny, zajęcia gospodarskie i przyjemności życia, te sprawy najważniejsze. Przyjemności Cozetty nie były kosztowne; być z Marjuszem, oto cała jej rozkosz. Wyjść z nim, pozostać z nim, oto najważniejsze zajęcie jej życia. Dla nich była to zawsze nowa radość wyjść, wziąwszy się pod ręce i przechadzać się we dwoje na słońcu, na ulicy, wobec całego świata. Cozetta miała jedną przykrość. Toussaint nie mogła się zgodzić z Nicolettą; spoić w jedno te dwie stare dziewczyny było niepodobieństwem. Dziadek był zdrów. Marjusz bronił czasami jaką sprawę, ciotka Gillenormand wiodła w ciszy obok młodej pary żywot spokojny i nieznaczący, który ją zadowalał. Jan Valjean przychodził codziennie.
Tykanie znikło, mówiono sobie: wy, pani, panie Janie i Cozetta zaczęła jakoś inaczej patrzeć na dawnego ojca. Rzekłbyś, powiodły mu się starania, by ją odstręczyć od siebie. Była coraz weselsza, a coraz mniej czuła. A jednak kochała go zawsze i wiedział o tem. Jednego dnia rzekła doń z nienacka. — Byliście moim ojcem, teraz nim nie jesteście, byliście panem Fauchelevent, a teraz jesteście Janem. Czemże w istocie jesteście? wcale mi się to nie podoba. Gdyby nie to, że jesteście tak dobrzy, tobym się was bała.
Mieszkał zawsze przy ulicy Człowieka Zbrojnego, nie mogąc się odważyć na wyprowadzenie z dzielnicy, w której mieszkała Cozetta.
W pierwszych dniach ledwie kilka minut zostawał z Cozettą i zaraz odchodził.
Powoli przyzwyczajał się do dłuższych odwiedzin.
Rzekłbyś, że korzysta z upoważnienia dni, które stawały się dłuższe: przychodził wcześnie, odchodził później.